Mój naród ma niewątpliwie trudną przeszłość; również tę niedawną. Pamiętają ją ludzie starsi, bo to ich młodość, którą żyć i wspominać jest świętym prawem każdego człowieka. Wspominają i odgrzebują ją mężowie stanu, lecz raczej dla własnych, zaborczych celów: to jest historia n a s z a , a to w a s z a , MY staliśmy t u t a j , a WY byliście wtedy t a m . Ot, nic innego: przeżuwanie i mielenie faktów na lekkostrawną papkę przez bezzębne gęby... Wiecznie pretensje i wypominanie czegoś, co było - tymczasem perspektyw i pomysłów na przyszłość brak.
Porykiwania i swąd przeżuwaczy są nie do uniknięcia dla ludzi młodych, którym historia jest coraz bardziej obca - bo mają już dość, n i e c h c ą jej znać! Miast słusznych powodów do dumy - wieczne swary i kłótnie, kto i kiedy był lepszy i "prawszy". Dla nich perspektywy wyglądają na jasne, choć obie żałosne: przyłączą się - lub się odłączą, pozostając wiekuiście obojętnymi wobec spraw narodu polskiego.
Tak też starość dusi się w rondlu we własnym sosie przeszłości, a młodość ulatuje spod przykrywki daleko pod kuchenny okap.
Pytanie brzmi: kto dokończy potrawę?