piątek, 30 grudnia 2011

W godzinie podsumowań

Wyobrażam sobie, że piszę posta dwadzieścia cztery godziny później, kiedy to zgodnie z planem będę już poza cywilizacją, by tam powitać rozpoczynający się pełen planów i tajemnic 2012 rok.

Było-nie było, jeden mijający rok to całkiem sporo czasu, w którym nawet dało się nieco zmądrzeć i zdobyć cenne doświadczenia. Podsumowując ubiegłe 365 dni nie pozostaje mi nic innego, jak wygłosić serię komunałów - a nuż-widelec komunałami być się nie okażą! Oto, czego się nauczyłem:

1. Nie ma ograniczeń w kwestii podejmowanych jednocześnie aktywności, dopóki ma się jasny plan działania i stałe źródło motywacji.
2. Każdy z nas w ciągu roku zrobił średnio sześć milionów trzysta siedem tysięcy dwieście wdechów i tyle samo wydechów. Aż dziwne, że starczyło czasu na cokolwiek innego ;)
3. Przyjemnie jest mówić, ale jednak ciekawiej się słucha.
4. Permanentne zmęczenie pozwala czuć się względnie wypoczętym w skrajnych sytuacjach.
5. Najlepszym lekiem na wszelkie złe emocje jest uśmiech.
6. Im bardziej jest się zajętym, tym łatwiej przychodzi uporanie się z kolejnymi zadaniami. Bezczynność trwale rozleniwia.
7. Nie każda czynność daje od razu oczekiwane efekty. Często początkowo wydają się być wręcz odwrotne od pożądanych, jednak czas robi swoje. Cierpliwości, panie Nero!
8. Naprawdę źle by było, gdyby wszyscy ludzie byli tacy sami, niezależnie od tego, do kogo mieliby się upodobnić.
9. Przeżyłem nihilizm. Każdy myślący człowiek powinien przezeń przejść, jednak pod żadnym pozorem bez oparcia w drugim człowieku. Tak czy inaczej, zawsze wraca się do Boga, bez którego, kurczę, pusto się robi w życiu. Chyba, że jest się zdecydowanym ateistą, ale akurat w tym względzie doświadczenia nie posiadam...
10. Dla harcerzy: kadra na podobozie - powyżej czterech osób to już tłok!
11. Warto łapać okazję i uczyć się wszystkiego, czego się da. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie się dało wykorzystać nabytą wiedzę i umiejętności.
12. Długie dojazdy wcale nie muszą oznaczać zmarnowanego czasu. W pociągach i autobusach przeczytałem całkiem sporo książek.
13. Da się zarwać noc i funkcjonować normalnie dnia następnego, jednak wymaga to lat praktyki.
14. Niestety zwykle można polegać tylko na sobie, a to i tak nie jest do końca pewna teza.
15. Żałować popełnionych czynów jest rzeczą niepotrzebną, chyba że w celu uczenia się na własnych błędach. To najlepsza, niezapomniana nauka.
16. Język bazuje na założeniu wzajemnego zrozumienia rozmówców, dlatego nie warto mówić zbyt mądrze, zwłaszcza w języku obcym.
17. Naprawdę ważni dla nas ludzie nie znikają z naszego życia, nawet jeśli tylko oddziałują na nas jako wspomnienia, kształtują to, kim jesteśmy i czym się stajemy.
18. Porządna poranna rozgrzewka i chwila wieczornej medytacji w ciszy - oto idealny początek i koniec dnia.
19. Słabe żarty są jak disco-polo: niby nikt ich nie lubi, a wszyscy znają i mają z nich ubaw...
20. Jak zyskać pewność siebie? Pozorować ją! Na zasadzie łańcucha przyczynowo-skutkowego wszyscy wokół, widząc tę pewność także nabiorą pewności siebie, co w kaskadzie zwrotnej doda pewności również prowodyrowi całego zamieszania. Zresztą: "Gdybyś myślał, że jesteś szczęśliwy, byłbyś nim." - Voltaire.
21. Nikt tak skutecznie nie wyprowadzi człowieka z równowagi, jak jego własny przyjaciel.
22. Bierność czyni słabym, walka - zwłaszcza z samym sobą - jest lekiem na niemoc i daje siłę, jednak każdy lek można przedawkować.
23. Jeśli coś jest niemożliwe - to tylko kwestia czasu i dokładniejszego przyjrzenia się problemowi. Polecam życiowe motto: "Co?! Ja nie zrobię?!" Działa cuda, uwierzcie.
24. Świat jest mały, a ludzie go zamieszkujący tylko pozornie się różnią. (Na przykład: wiedzieliście, że tajwańskie dzieci śpiewają piosenkę o dwóch tygryskach na melodię słynnego "Panie Janie"?)
25. Muzyka ma niesamowity wpływ na psychikę: potrafi wyrabiać wrażliwość, modelować nastrój w bardzo szerokim jego spektrum, a nawet zabijać myśli.
26. Kiedy potrzebujesz pomocy, z dużym prawdopodobieństwem otrzymasz ją ze strony kogoś, kogo byś się nigdy nie spodziewał.
27. Największe kłamstwo studenta medycyny? "Idę spać"!
28. Człowieka wystarczająco mądrego i otwartego na świat wszystko może uczynić głębszym.
29. Przebywanie w mieście zsyła myśli o ludziach i wytworach ich cywilizacji; pośród przyrody - o Bogu i sobie samym.
30. Jeden rok to na tyle dużo, by charakter człowieka i jego postrzeganie świata mogły ulec zmianie.
31. Jeden rok to i tak nie dosyć dla dojrzewania wyższych uczuć. Widocznie i wieczności im nie zbywa;  są jak doskonałe owoce, w staraniach przy których nieraz i palce, i serce należy pokrwawić.
32. Jak już się rozgadam, to zdecydowanie zbyt dużo mówię. Muszę poznać tę łatwą do przekroczenia granicę umiaru oraz koniecznie ograniczać się, choćby od zaraz.
33.

wtorek, 27 grudnia 2011

O wierze we własne siły

Daj biernie siedzącemu dziecku plastelinę do ręki i poproś o ulepienie zeń domku. Nie zdziw się - może się okazać, że będzie to najpiękniejszy domek z plasteliny, jaki kiedykolwiek będziesz miał okazję zobaczyć.

Jesteśmy jak dzieci, choć niekoniecznie chodzi tu o domki, czy o lepienie z plasteliny w ogóle (;
Apeluję: czujmy się w obowiązku wspierać się wzajemnie i wzbudzać w sobie nawzajem wiarę we własne siły, gdyż bez niej nie uda się dostrzec tego, co naprawdę piękne w drugim człowieku.


Przy okazji:
(mój blog, więc mam prawo, a co!)
Gdziekolwiek się znajdujesz, twój świat tworzą twoi przyjaciele.
~ William James

Dziękuję, dziękuję Wam serdecznie!

sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

Dzień taki jeden raz do roku
Ma tyle w sobie ciepła i uroku:
Choć wszyscy święci konsumpcji pędzą jak w ukropie,
A króle zbytków wszelkich śnią o taniej ropie
W tych okolicznościach
Niezwykłego gościa
Świat wita w połatanej szopie.
To, co najważniejsze - niedostępne oku.

Sianko, karp, choinka - miłe, lecz symbole,
Podobnie prezenty, kolędy od rana;
Mniejsza, czy już śniegiem obsypało tuje.
Kiedy Dziecię w żłóbku spełnia Bożą wolę,
By całemu światu wolność była dana,
Nieistotne jak, lecz z kim się świętuje!

Jasny dzień dogasa. Płonie świeca w oknie,
Płomyk swój, jak w lustrze, odbija stukrotnie
Rojem gwiazd na niebie. Jedna z nich wybrana
Głosi narodzenie Zbawiciela Pana,
Obiecuje ludziom więcej ciepłych dni,
Wlewa w serca spokój, miłość i nadzieję...

Nad ubogą szopką w zaspanym Betlejem
Gwiazda lśni.

24.12.2011 r.

Na Święta Bożego Narodzenia taka ode mnie poezyja ;)
Wszystkiego dobrego!

wtorek, 20 grudnia 2011

W przysiadzie

Parrhesist niestety siadł, podobnie jak moje na nim pisanie wskutek licznych obowiązków siadło bezczynnie... Cytując wiersz mojego kolegi Przemka, "pasuje jak bat do zadu, co nie zrobi już przysiadu."
Blog jednak, w przeciwieństwie do owego nieszczęsnego zadu, z pewnością przysiad zrobi i to niejeden! Powiedzmy, że zeszły miesiąc czy dwa były jedynie przysiadem biegacza po przebyciu długiego dystansu - odpocząłem i zebrałem siły, mam nadzieję, na coś więcej, niż do tej pory.
Parrhesist być może zmieni nieco formę - trudno się dziwić. Zmienia się świat i zmieniam się ja, który swój świat tworzę (odsyłam do poprzednich wpisów). Panta rhei!

wtorek, 22 listopada 2011

O przezwyciężaniu samego siebie

Blog mocno wyhamował tempo, co stanowi widoczny efekt nawarstwiających się w listopadowo-już-niebawem-przedświątecznym okresie obowiązków i osobistych dążeń, których momentami nijak nie potrafię ze sobą pogodzić...
Nadrobię to - obiecuję. W tym celu muszę jednak koniecznie i nie raz przezwyciężyć samego siebie.

Jakkolwiek zdawałoby się inaczej, Drogi Czytelniku, każdy z nas stanowi swoją największą trudność życia codziennego, toczącą się w krok przed sobą samym kłodę. Zasłaniamy sobie oczy, by przez palce patrzeć, a nie widzieć. Stwarzamy sobie lęki i fobie z mylnych bądź niepełnych wyobrażeń o świecie. Pozwalamy sobie na bierność ciała i umysłu "tylko jeden raz", a potem drugi i trzeci... Bywa, że lenistwo aż huczy i wstrząsa wszelkimi ambitnymi planami w posadach. Ambitne plany mają to do siebie, że bez mocnego i pewnego podparcia runą przy pierwszym wstrząsie.
Możemy wymawiać się zdaniem ogółu, przewrotnymi ideami, czy niepomyślnym losem i ingerencją sił wyższych. Jednak ostateczna decyzja i wola działania zawsze płynie od nas samych. Wola przemawia w każdym pojedynczym geście i najdrobniejszej czynności - każda z nich, jeśli tego zechcemy, będzie częścią wielkiego planu. Wszystko wpływa na wszystko, a wszystko to przecież tak wiele.

"Niemożliwe, my tacy słabi i nieudolni..."
Bzdura!

Prawda w oczy kole, Drogi Czytelniku. Kole w oczy, żebyś je otworzył.

piątek, 4 listopada 2011

O przemijaniu

Ludzie lubią mieć kontrolę nad otaczającym ich światem. Myślę, że stąd właśnie bierze się lęk przed śmiercią i przemijaniem.

Bóg jest transcendentny - to nikogo nie dziwi. 
Osoba, z którą żyjemy na co dzień, jest materialna - korzysta z tych samych materialnych przedmiotów, co my (a czy ktokolwiek wątpi w swoją materialność?), można ją dotknąć, a jak się skaleczy, to i nawet boli. 
Co w takim razie następuje w naszej psychice, kiedy ta osoba umiera?
Próba pogodzenia faktu już-niematerialności dotąd zupełnie materialnego człowieka. Nagła odległość i dystans przytłaczają. Konflikt logiczny jest o tyle bardziej nieznośny, że Bóg zawsze był nie z tego świata, natomiast człowiek taki właśnie "stał się" na oczach naszej świadomości. Idea zamiast dobrze znanego ciała.
Co więcej, tracimy wówczas element naszego doskonałego, zrównoważonego świata - to musi owocować w niepokój i sprzeciw. Utrata kontroli i niemożliwość zrozumienia fenomenu śmierci budzi lęk. Przecież boimy się naprawdę tego, czego nie rozumiemy.

Być może dlatego ludziom wierzącym w Boga łatwiej jest pogodzić się z istnieniem śmierci? To kolejne wysoce abstrakcyjne pojęcie, jak również wysoce abstrakcyjne zjawisko - wiemy, że wydarzy się w życiu każdego z nas, choć prawdopodobnie nigdy nie rozwiążemy jej zagadki. Nie mamy szans zrozumieć Boga, tak i nie da się zrozumieć śmierci. Bóg i śmierć nie są logiczne.

Z drugiej strony - czy człowiek nie jest przeznaczony do myślenia abstrakcyjnego? Błądzenie po śladach może nie zakończyć się dojściem do celu, jednak pozostając w drodze wiele jesteśmy w stanie wywnioskować uważnie przyglądając się śladom.

środa, 26 października 2011

O fatalnych czasach

Autobus, Drogi Czytelniku, to naprawdę ciekawy tygiel charakterów i ról społecznych. To komedia dell'arte dla zmęczonych widzów-współaktorów.
Autobusami podróżuję od zeszłego roku i tak się widać składa, że pisane mi jest przebić "osiągnięcia" kolegów i koleżanek z czasów szkolnych pod względem wyjeżdżonych nimi godzin...
Do rzeczywistości autobusowej niejednokrotnie z pewnością nawiążę. Oto, co przykuło moją uwagę tym razem: żyjemy w fatalnych czasach.

Informacja o tym fakcie przekazywana jest z ust do ust niczym tajne hasło, wywołując kaskadę rosnącego niezadowolenia i malkontencji.
Dlaczego czasy są fatalne? Cóż to za pytanie! Przecież jest mnóstwo ku temu przesłanek: zdrowie,  moralność, pogoda, polityka, młodzież, podatki, sąsiedzi... Nadaje się każdy powszechny, "społeczny" problem. ( Jeśli na przykład jesteś hodowcą bonsai, to prawdopodobnie nie znajdziesz w tłumie przychylnego słuchacza w temacie kwestii pielęgnacyjnych, chyba że drzewko zostało zmodyfikowane genetycznie...) Słowa-klucze można łączyć w dowolne kombinacje, na przykład: polityka prozdrowotna, niepłacenie podatków przez sąsiadów, czy wreszcie moralność dzisiejszej młodzieży. Stwarza to podstawy do nieskończonych konwersacji na temat fatalnych czasów.
Narzekanie odbywa się w stylu dowolnym - uwaga! można narzekać nawet, jak jest dobrze! To chyba jasne, bo przecież wtedy ma się co zepsuć. Zresztą co z tego, że w rodzinie wszyscy zdrowi, skoro wybory wygrał "niechciany" kandydat?
Porozumiewanie się na linii wzajemnego narzekania to podobno bardzo polska cecha, jednak chciałbym uniknąć wieszania czworonożnych przyjaciół człowieka wyłącznie na moich rodakach (;

Zrzędzenie, psioczenie, marudzenie na czym świat stoi...
No tak, przecież to  f a t a l n e   c z a s y..!

A teraz, Drogi Czytelniku, weź do ręki lornetkę i popatrz przez nią za okno. 
Ach nie, świat, który zobaczyłeś, w rzeczywistości wygląda znacznie lepiej. To nie on był brudny czy uszkodzony - ale nasza lornetka...
Rozumiesz? Czasem wystarczy tylko przetrzeć szkiełko, by widzieć wyraźniej to, co nas otacza.

O woli stada

Społeczeństwo to niezwykle interesujący twór. To żywa istota, choć już zupełnie odmiennego gatunku, niż tworzący ją ludzie.
Społeczeństwo, czyli ludzkie stado od najmłodszych lat pełni funkcje opiekuńcze, dzieląc się z jednostką bogactwem swego dorobku. Żywi jej ciało, umysł i ducha. Karmi, ubiera, przekazuje wiedzę, archetypy i wzorce zachowania, otacza opieką, poucza, stawia granice i zakazy, nakazuje, wpaja ideologie i schematy myślenia...
W którym momencie czytanie tego wydało się Wam nieprzyjemne?

Otóż tak: dopóki zgadzamy się z potężną i nieugiętą wolą stada, jesteśmy jak pisklęta w bezpiecznym i ciepłym gnieździe - podczas gdy opiekuńczy rodzice wykonują za nas potrzebne czynności pielęgnacyjne możemy śmiało spoglądać w bezkresną przestrzeń i wierzyć, że latamy. Jest jednak kolosalna różnica pomiędzy marzeniem o życiu a życiem naprawdę. Społeczeństwo może dać nam wszystko - wszystko oprócz wolności.

Przecież osoba nieidąca z prądem to wariat, bo wybiera niewygody i trudy braku społecznej akceptacji i "nieprzystawania" zamiast spokojnego cichego życia w skali odcieni szarości.
Osoba nieidąca z prądem jest hipokrytą - mówi, że taki "nienormalny" stan rzeczy jej się nawet podoba. To albo kłamstwo, albo podstęp!
Osoba nieidąca z prądem jest niebezpieczna. Co będzie, jeśli my też, za jej przykładem, zechcemy pewnego dnia iść pod prąd?

Łatwość osądu i społeczny ostracyzm wynikający z rozlania odpowiedzialności czyni ze społeczeństwa  wielogłową hydrę, która przez mnogość swoich łbów wydaje potężny ryk. Jednak okazuje się, że każdy łeb z osobna nieznacznie tylko popiskuje, utraciwszy już pamięć, jak się faktycznie ryczy.

Samotnik niewątpliwie wyznacza sobie wyboistą drogę, drogę poza stadem. Jego czyny, słowa, a nawet myśli są smagane nieubłaganym wichrem woli ogółu. Musi śmiało i hardo brnąć pod wiatr, albo w którymś momencie poddać się i zacząć wiać razem z tym wiatrem.
Lecz wola jednostek wobec woli samotnika staje się niczym - tylko połączone w jednomyślną masę stada mogą się przeciwstawić najwznioślejszemu z rodzajów ludzkiej woli. Dlatego też wystarczająco wytrwały samotniczy duch ma szansę uczynić z siebie wiatrochron, który zmusi wicher do zmiany siły i kierunku podmuchu.
Zarówno wiatr, jak i opierający mu się wędrowiec uosabiają siłę ducha - z tym, że pierwsza jest siłą stada, druga natomiast - siłą człowieka.

Kto chce odkrywać nowe lądy, nie może pozostawać na starym kontynencie!

niedziela, 16 października 2011

O pełni życia

Nie wychodź wieczorem z domu - nie wiadomo, kogo spotkasz.
Nie uprawiaj sportu - łatwo nabawić się niepotrzebnej kontuzji, zresztą po co się przemęczać? 
Nie trenuj wspinaczki - liny i przyrządy asekuracyjne mają swoją wytrzymałość.
Nie zadawaj pytań - uznają cię za nieuka i głupca.
Nie żegluj - możesz rozbić łódź, wypaść za burtę, utonąć.
Nie rozmawiaj z nieznajomymi - to źli ludzie.
Nie chodź po górach - niechybnie potkniesz się, złamiesz nogę, spadniesz ze skały.
Nie okazuj publicznie emocji - pomyślą, że jesteś wariatem.
Nie kochaj - zostaniesz zraniony.

Takie i inne zagrożenia możemy napotkać, żyjąc. Strach krępuje nam ręce, ba, krępuje naszą wolę - nie warto, bo nie wyjdzie, nie uda się, będzie nie tak, jak chcieliśmy na początku, żeby było.

Czy jednak życie nie składa się z samych prób? Daje wybór: spróbuj, człowieku, albo przejdź obojętnie dalej.
Postawa widza również jest dopuszczalna - ale ręce i serce widza zawsze pozostaną puste.

Sądzę, że warto żyć pełnią życia, chociaż życie niewątpliwie grozi śmiercią.

O zmianach

Zmiany - przeróżne rotacje, roszady i nowe ustawienia pionków na planszy...
Zmiany odbywają się każdego dnia dookoła nas, jak i wewnątrz nas samych.

W ciągu życia człowiek wielokrotnie wymienia z otoczeniem niezliczone ilości atomów i związków chemicznych, które nadają mu kształt i czynią go tym, co widzialne... A jednak nie rozlatuje się. Mimo tak diametralnych zmian trudno w tym aspekcie zarzucić komukolwiek, że w sensie osobowym nie pozostał sobą ;)  (Notabene, czyż nie jest to jawny dowód na istnienie duszy..?)
"Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki." No tak - moją rzekę nadal mogę nazwać "Nero", ale woda w niej nigdy już nie będzie ta sama - przepływa ustawicznie.
Spójrz, Czytelniku: woda płynie w rzece, rzeźbiąc jej koryto. Za Heraklitem z Efezu słusznie zaś stwierdzimy, że "wszystko płynie" w nas, zatem: wszystko, co przez nas przepłynie, ukształtuje nas. W s z y s t k o.

Zmiany świadome i dobrowolnie zamierzone są niewątpliwie bardzo trudną sztuką.
Spróbowałem zmienić coś przedwczoraj, wracając z uczelni: była to próba wydostania się na brzeg z okropnego bagna wszechogarniającej apatii i bierności. Uczyniłem pierwsze kroki i czuję: to ma sens... Jednak  brzeg jest cholernie daleko, ledwo widoczny w zamglonym widnokręgu - trzeba być doskonałym pływakiem, by przebyć ten dystans! Jeszcze brak mi sił i odwagi, jeszcze uczę się pływać w bagnie.
Trzeba porzucić siebie, aby siebie odnaleźć na nowo - bodajże najtrudniejsza z umiejętności, jakie może posiąść istota ludzka. Nazbyt jesteśmy zżyci z własnym wyobrażeniem ego.

"No dobra, to zmiany w nas. A co ze światem?" - spyta ktoś.
Jest takie angielskie przysłowie: 'Charity begins at home'. Pragniesz zmienić świat? - zacznij od swojego podwórka. 
Chciałbym wierzyć (i wierzę!), że na świecie nie dzieje się nic, co nie byłoby składową tego, co my światu dajemy, kim jesteśmy. Podobnie jak obecnie czytany przez Ciebie tekst składa się z setek tysięcy  różnobarwnych pikseli, tak ludzie tworzą obraz świata. W przeciwieństwie do biernych, zautomatyzowanych pikseli pozostaje nam wybór, czy i jak chcemy świecić: tworzyć harmonijną całość w takim czy innym odcieniu, współgrać bądź kontrastować, dawać początek nowym barwnym plamom, wzbogacając tym samym kompozycję czy zupełnie burząc dotychczasowy ład...

Jednak, czego z powyższych byśmy nie wybrali - czy ktokolwiek widział piękny obraz złożony wyłącznie z jednego piksela?

czwartek, 13 października 2011

Rzecz o człowieku i jego stadzie

"W ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw, niż na pogardę" - A. Camus, Dżuma.
Wyjdźmy zatem, Drogi Czytelniku, od tego założenia.

Kim jestem, by wypowiadać się na tak niewiarygodnie życiowy temat, jakim jest człowiek i społeczeństwo, w którym on żyje? Cóż, tylko człowiekiem.
Jednak mam nadzieję, Drogi Czytelniku, przekonać Cię dalej, że 'tylko' w wypadku człowieka to bardzo, ale to bardzo nieodpowiednie słowo!

W byciu człowiekiem mam niemałe, bo dwudziestoletnie doświadczenie. Upoważnia mnie ono, jak sądzę, do posiadania pewnych "ludzkich" refleksji i przemyśleń. Niemniej jednak powołam się tu nieraz na starszych i mądrzejszych, którzy niejednokrotnie próbowali udzielić odpowiedzi na cztery pytania Kanta (do których z pewnością wrócę...). Zapewne powołam się także na młodszych od siebie - paradoksalnie lepiej potrafią wyjaśnić niektóre zjawiska; uczmy się zatem od dzieci. Całe życie jest nauką i chyba właśnie to czyni je tak interesującym! 

Czas na poważne deklaracje: w mojej ochoczej pracy obiecuję być uważnym i wnikliwym obserwatorem, choć niejedno mi umknie, a w niejednym zachwieje się dość ważka, lecz ważna proporcja między "czuciem i wiarą" a "mędrca szkiełkiem i okiem". W metrologii nazwalibyśmy to błędem pomiarowym... Mimo to zgodzisz się ze mną, Czytelniku, że człowiek to cholernie trudny przedmiot badawczy!

Skąd nazwa dla rozważań..? Jest to angielskie słowo oznaczające parezjastę (odsyłam do słownika...); bardziej jednak miałem na myśli grę słów: greckiego parrhesia (παρρησία) i łacińskiego resistentia ze zhellenizowanym 'r' do 'rrh'. Fakt, długo nad tym myślałem (;
Broń Boże, nie chodzi tu o opór przeciwko parezji! To raczej parezja związana z oporem przeciwko powszechnie zadomowionym w nas i wśród nas konwenansom, stereotypom i archetypom, których serdecznie nie znoszę, czemu niejednokrotnie dam wyraz.

Niech "Rzecz o człowieku i jego stadzie" będzie zaczątkiem nowej siły, istnej élan vital, falą, która nas,  przytwierdzone do portowego falochronu epibionty, porwie na głęboką toń życia, w człowieczeństwo i ku sobie nawzajem!