Oczy się kleją
i książka na bok
Uczyć się - słabo
Bo
Rzeczy zbyt szybko się dzieją
Szaleją
ludzie w nieładzie
W grudzie
błotnistym śniegu po kostki
Jakie stąd wnioski
Płyną?
Wszyscy przeminą
Za jedną czy różną przyczyną
Czyją to winą?
Moją?
Że oczy jak w słup mi stoją,
a pióro drga wartko nad kartką
Kokardką
wywiąże się dzień, nim spłynie
Mój czas ku w/w przyczynie
Oby nie!
A zresztą
co zmieni się w tej sytuacji
Wysiadam na stacji
i bilet sprzedaję żegnając się z resztą
No weź to!
Stop życiu na kredyt
Oj proszę
Od biedy to wtedy za grosze
Od kiedy to to życie prostsze
I w głowie jak w koszu noszę
Co tylko jest moje
Jak podest gdzie stoję
Podwoje
Przekroje wzdłuż-wszerz diagonalne
Projekcje astralne
Totalne
Najmniej przy tym wszystkim realne
promienie upalne
i lato dokoła
Nie słyszę z oddali
Więc w trawie się walnę
Bo mogę - bo nikt nie woła
Do czoła
przystawiam ziemię jak okład
Jest tym co dla żeglarza pokład
Ster myśli obieram
na fale nacieram
Cholera
Wiatr zmyla wiatr kusi
i każe wybierać
i dusi
Leć do mamusi!
Zapomnij
że ludzie są tacy ułomni
Bezradni
I wietrze powietrze ukradnij
Zamieszaj i spal to w saletrze
Uleci do góry jak cietrzew
Spokojnie
Powojnie
Ogrodu krajobraz się ściele
Po wojnie
z zimowym marazmem odżywa przyroda
Nie szkoda ogroda
bo w kwietnych zawodach
Startują konwalie kaczeńce
Słów więcej
By trzeba by ująć by ryby na niby
Bo w stawie pobliskim by ryby pływały
gdyby by staw nie byłby zamarzł był cały
Stąd biedne ryby-by bez głosu i życia
Z ukrycia
wychyla zieloność
Oplata mnie pnącze
Gdy ciało me w kącie ogrodu drzemiące
już łapie promienie
Już taje przyjemnie
już pragnie pazernie
i drętwi niezmiernie
I słów wiele padło.
Coś na mnie usiadło!
Błe, cóż za widziadło
tak wstrętnym się zdaje
Chwileczkę
Przystaje
wyciąga niezgrabną łapeczkę
Troszeczkę
Unosi leniwie powieczkę
I gapi się gapi
a ja - też się gapię
Gapimy się gapi-
my?
zaraz już łapię
Po brodzie się drapię
(nie, wcale nie capiej!
choć bardzo daleko do macho)
Trybiki fukroczą
Dym bucha z komina
I uszy rozkmina wygina
pomysły wciąż kroczą
Aż pociąg na stacji staje
poznaję
To myśl co kazała mi zacząć
Bo kartka wciąż pusta
i marszczę swe usta
w grymasy
-gibasy
(Na wczasy!)
Hałasy
aż uczyć się słabo
Więc buch książka na bok
a losu koleją
znów oczy się kleją.