niedziela, 27 listopada 2016

O przebudzeniu

Jak wiele nieprawidłowości społecznych można znosić, zanim indywidualny ocean rozpaczy wystąpi z brzegów? Jak daleko sięga ludzka granica tego, co należy jeszcze tolerować, a względem czego nie powinno się absolutnie dawać milczącego przyzwolenia? I wreszcie: do jakiego stopnia wolno ingerować w sprawy dotyczące innych ludzi, aby nie naruszać ich prawa wolnego wyboru?

Czy powinniśmy naprawiać za napotykanych ludzi błędy, które niechybnie doprowadzą ich do zguby, czy może należy pozwolić im samodzielnie ponieść wszelkie tego konsekwencje i zwyczajnie, obojętnie żyć nadal swoim życiem? Czy takie życie, będące życiem świadomym, jest w ogóle możliwe?
A może ci ludzie mają rację i postępują rozsądnie, tylko ja się mylę i próbuję wyważać otwarte drzwi?

Jak skutecznie zbuntować się względem zastanego porządku, aby bunt nie był jedynie negacją pozbawioną konstruktywnego dialogu stwarzającego pole do zmiany świata na lepsze? Ile buntu we mnie może skrzesać w ludziach dokoła iskrę pożądania czegoś więcej, a ile ją zadusi - spłoszy ich od dążenia ku ideałom, zamiast przeliczania życiowego sukcesu na tytuły i złotówki? 
Ile buntu zaszkodzi ludziom, ile będzie zaczątkiem niepotrzebnego cierpienia i rozłamu?

Te i inne pytania zadaję sobie ostatnio coraz częściej, kiedy obserwuję, co dzieje się w moim kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz