poniedziałek, 24 grudnia 2012

Chwila refleksji o Świętach

Tradycyjnie - świąteczny wiersz ode mnie.
Radosnych i pogodnych Świąt wszystkim!

 Dlaczego Narodzenie takie
 Boże Święte i cudowne
Przecież rodzą się narody
 ludnie na potęgę
 
Że wspaniały obrus biały
 że choinka jak z wybiegu
Że krzątanie i sprzątanie
 w domach klar w świątyniach gwar
Że karp w wannianej agonii
 smętne rybie oko mruży
Bo znów w grudniu nie ma śniegu
 (śnieży tylko telewizja)
Tyle wschodu i zachodu
 na nic nijak no bo jak
 
Lecz pomimo byle-zimą
 oczy czyste taje lód
 
Nie się mówi skamienieniu
 i samotnej wyspie nie
Choć cię w dupie mam kolego
 podaj dłoń i wybacz że
Nic mówiłem nie i nigdy
 dziś spróbuję może tak
Co rodzina spory wszczyna
  czy przyczyna – dzisiaj brak
Nagle staje się okrągły
 z siankiem pod obrusem stół
Wbrew logice szczęście mnoży
 opłatek dzielony w pół
Odszarzewa koloruje
 swe myśli facjaty lud
I do siebie się uśmiecha
 przecież to największy cud

24.12.2012 r

czwartek, 25 października 2012

Zdziwienie, tak nagle

No proszę - Parrhesist ma już ponad rok! Zastanawiam się jedynie, kiedy to zleciało...

Z tego miejsca pragnę więc podziękować artystom pióra, artystom płótna, artystom dźwięku, artystom ruchu, artystom czynu, artystom słowa, artystom myśli i wreszcie - artystom życia. Szarej masie też dziękuję, bo stanowi doprawdy wdzięczny obiekt obserwacji na nie tylko rok, ale i długie, długie lata. No.
Tym, którzy w choćby przelotny sposób* przyłączyli się do wspólnego dzieła - dziękuję!


--
* Ot na przykład przypuśćmy, że ochlapanie wodą z kałuży przez rozpędzonego kierowcę w deszczowy dzień byłoby zaczątkiem jakiejś interesującej egzystencjalnej tezy. Powiadają, że widok i szum płynącej wody stymuluje myślenie, stąd niektórzy tworzą pod prysznicem - o ileż bardziej ożywcza dla akuratnie śpiących myśli byłaby zatem taka kałuża!

piątek, 19 października 2012

Właściwy sposób

Czytanie instrukcji obsługi urządzenia nie jest równoznaczne z jego używaniem.

Pewien człowiek zapragnął dowiedzieć się, jak żyć we właściwy sposób. Porzucił swe dotychczasowe zajęcia, by zagłębiać się w treść dzieł starożytnych filozofów, wielkich autorytetów i klasyków ludzkości. 
Wnikliwie studiując, czuł, że zbliża się do wspaniałego odkrycia; jednak nawet po wielu, wielu latach badań nie osiągnął upragnionego celu. Postanowił zatem odłożyć na bok książki i przeanalizować zdobytą wiedzę - to przez stawianie hipotez, tu znów dzięki rozważaniu twierdzeń i życiorysów słynnych mistrzów. 
Prawda, której poszukiwał, zdawała się nieustannie oddalać, będąc jednak raptem o krok przed nim - czegoś niestety brakowało!

Mijały kolejne lata i niestrudzony dotąd badacz tracił powoli wiarę w sukces. Jego znużenie przeradzało się z biegiem czasu w rozgoryczenie, zrezygnowanie, wreszcie poczucie bezcelowości tego, czemu się poświęcił. Myślami zaś odbiegał coraz bardziej od tego, czym się trudnił; coraz częściej natomiast zwracał się w przeciwnym kierunku - ku śmierci...

Pewnego popołudnia, u kresu sił witalnych, człowiek spacerował cmentarną alejką, rozpamiętując fenomen następującej po życiu pustki. 
Nagle, spośród równych rzędów marmurowych grobowców, jego uwagę przykuł niewielki, niezbyt równo ociosany kamień nagrobny. Przeczytał wyrytą na nim sentencję - i natychmiast, jakby wracając z wielkiej odległości, zdał sobie sprawę, że  z n a l a z ł  to, czego poszukiwał.

Na głazie napisano:  
"Człowieku, co ty tu jeszcze robisz?
Nie zajmuj się nieobecnymi, lecz żyj i rób swoje, do cholery! 
W gruncie rzeczy, to najlepsze, czym możesz się zająć."

środa, 10 października 2012

W lustrze

Wiecie, lubiłem przyglądać się swojemu lustrzanemu odbiciu. Aż do momentu, kiedy spostrzegłem, że wygląda ono zupełnie tak samo w srebrnej tacy, jak i na stalowej klapie śmietnika.
To, co nierzeczywiste - traci na znaczeniu.

czwartek, 20 września 2012

O księżycu i ludziach

"Pewnej nocy poeta Awhadi z Kerman, siedział na swoim ganku, pochylony nad naczyniem. Sufi Shams-e-Tabrizi przypadkiem tamtędy przechodził. <<Co robisz?>>, spytał poetę.
<<Przypatruję się księżycowi w misce z wodą>>, brzmiała odpowiedź.
<<Byłoby to zrozumiałe, gdybyś skręcił sobie szyję, ale jeżeli wszystko jest w porządku, to dlaczego nie patrzysz wprost na księżyc na niebie?>>.

(...)

Słowa (i pojęcia) są wskaźnikami, nie odzwierciedleniem rzeczywistości. 
Lecz, jak mówią mistycy Wschodu: gdy Mędrzec wskazuje na księżyc, idiota widzi tylko palec."
Anthony de Mello, Modlitwa żaby I

"Na czym warto skupić wzrok? Co wybrać - blady, nieziemski i ulotny blask Księżyca, czy żywy, namacalny palec z krwi i kości?", zastanawia się człowiek. I tak oto pozostaje istotą chronicznie zawieszoną; mostem pomiędzy dwoma odległymi światami.

środa, 29 sierpnia 2012

Niedefiniowalne. ..?

"Uważamy, iż nie poznajemy duszy, ponieważ nie posiadamy żadnej wyobrażalnej lub dostrzegalnej zmysłowo idei, która wiązałaby się z tym dźwiękiem. To skutek przesądu.

Z pewnością nie poznajemy jej. Stanie się to jasne, gdy zbadamy, co rozumiemy przez słowo <<wiedza>>. O ułomności naszej wiedzy świadczy to nie bardziej niż niepojmowanie sprzeczności.

Samo istnienie idei konstytuuje duszę.

Świadomość, postrzeganie, istnienie idei - wszystkie wydają się jednym i tym samym.

Poradź się swego rozumu, przetrząśnij go. Cóż tam znajdujesz prócz różnych spostrzeżeń lub myśli? Co masz na myśli, [wypowiadając] słowo <<umysł>>? Musisz mieć na myśli albo coś, co postrzegasz, /albo/ coś, czego nie postrzegasz. Niepostrzegana rzecz stanowi sprzeczność. Sprzecznością jest (także) <<mieć na myśli>> jakąś rzecz, której nie postrzegasz. W całej tej sprawie dziwnie oszukują nas słowa.

Umysł jest konglomeratem spostrzeżeń. Usuń spostrzeżenia, a usuniesz umysł, ustanów spostrzeżenia, a ustanowisz umysł.

Powiadasz, że umysł to nie spostrzeżenia, lecz owa rzecz, która postrzega. Odpowiadam: oszukują cię słowa <<owa>> oraz <<rzecz>>; są one mgliste, puste, pozbawione znaczenia."
George Berkeley, Dzienniki filozoficzne

  ***

"O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki."
Jaskier, Pół wieku poezji,
w: Andrzej Sapkowski, Czas pogardy

W Czasie Zmian

Kwestia: a co z aeternae veritates? Odpowiedź: znikają.
George Berkeley, Dzienniki filozoficzne

Słońce i Księżyc, powietrze i woda, kultura i natura, wrażenia i myśli, nawet ludzie na wakacjach - w ciągłym ruchu.
Miałem szczęście, że udało mi się wreszcie spotkać z grupą niesamowitych ludzi, spokojnie usiąść przy ogniu, toczyć rozmowy... Dyskusje, by wręcz rzecz: filozoficzne dysputy, sięgające do ludzkiego wnętrza i wydobywające zeń urobek w formie złotych spostrzeżeń wraz z każdym długo przeżuwanym przez szczęki umysłu zdaniem.
Nie powiem, bardzo mi tego brakowało.
Nie powiem, takie rozmowy dla osoby skorej do rozmyślań  n i e  m o g ą  jednak zakończyć się bez, wydałoby się komuś kochającemu ponad wszystko spokój i prostotę własnego myślowego zaścianka, szkody, a nawet - o zgrozo - rozsypaniem składanej z większym czy mniejszym zapałem układanki-sposobu postrzegania rzeczywistości na części pierwsze..! Niejeden wagonik z bezcennym kruszcem myśli wskutek nagłego wstrząsu zastanego w głowie porządku rzeczy wykoleił się, oczekując cierpliwie na ponowne wtoczenie na właściwy tor, gdy tylko będę w stanie mu w tym dopomóc...

Ale czy wstrząs zawsze jest czymś złym? Po trzęsieniu ziemi, nauczeni doświadczeniem, ludzie wznoszą domy o solidniejszych fundamentach i umocnionych ścianach.
Z czasów szkolnych - piłkę, która po niecelnym kopnięciu zaklinowała się w gałęziach drzewa, uratować mogło przeważnie  w s t r z ą s a n i e  drzewem.
[Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał:]Wstrząsu w sensie medycznym jednak nikomu nie polecam ;]

"Wydawało ci się może, że już dotarłeś do celu? Naiwny, spoglądałeś jedynie na pocztówkę z miejsca, dokąd masz się udać!" - słyszę.
Nawet jeśli nie wrócę mądrzejszy, to na pewno bogatszy wewnętrznie. Podnoszę po drodze zabłąkane wagoniki, a drogocenny kruszec duchowego pokarmu wartkim strumieniem napełnia me kieszenie (tych, rzecz jasna, każdy dzień ma sto!)

Myśli moje - w ciągłym ruchu.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

To co ważne


***

Któreż to zdjęcie jej romantyku
Weźmiesz ze sobą w podróż na twoje
Opus vitae quod vita est opus
Tratwą ci będzie popośród Styksów
Wojenną barką przekroczy Rubikon
Na wzgórzach czaszki stanie się mapą
Że zorientujesz łzę otrzesz i ruszysz
Chustą osuszy zwątpienia pot z czoła
Gdy Augiasz niechluj i zwleka z wypłatą
Balsam na dłonie twoje Syzyfa
O kamień starte słońcem spalone
Wybierasz jedno wybieraj mądrze

W letniej sukience w alei kwiatów
Wpatrzona w niebo z chmur światy kreuje
Uśmiech Duchenne’a znad kubka herbaty
Pod kocem ciepłym bo plucha na dworze
W śniegu po kostki z płatkami we włosach
Szron na latarniach skrzypi z uznaniem
Marcem pachnącym wczesnym wieczorem
W glanach znoszonych i skąpanych w błocie

Wszystko to piękne lecz oczom nie ufaj
Stracić je możesz wypatrując w wodę
Długie godziny w drodze do Itaki
Łzy je przepalą i solą zasypią
Zatruć je może byle okruch lodu
Miną jak oddech więc wspomóż je sercem
Co nie ma wstydu w byciu powiernikiem
Napisz jej imię piórem wiekowym
Może nie jak słowa które na początku
Ale i tak starym bo z szuflady dziadka
Medalion babci przyjmij za oprawę
Świstka papieru odtąd znaczy wiele
Powieś na szyi sercu za sąsiada
Z szklanką przy ścianie by nie zapomniało
Kto w medalionie to w nim się znajduje

Wspomnij że sztuka grana jest na żywo
Nie prób nie będzie a skoroś reżyser
Oczom nie dawaj takiej ważnej roli
Nie mają czasu żeby się nauczyć
Zdjęcie nie wyjdzie źle zapamiętają
Przeoczysz detal jeszcze tekst pomylą
Co wezwiesz sercem będzie w nim na wieczność
Gdy czegoś braknie sufler wyobraźnia
Na pół etatu asystent marzenie
Rzadko obecny bo wiecznie na wczasach

24.06.2012 r.

piątek, 22 czerwca 2012

O strachu i... innych beczkach

Strach jest przyczyną całego zła, które dzieje się na świecie - zgodzisz się ze mną, Drogi Czytelniku?
Strach przed odmiennością, strach przed byciem "gorszym", przed odrzuceniem, przed słabością, przed pokazaniem tego, kim naprawdę się jest. To niszczy.

"Nie bój się, wypłyń na głębię." - nie trzeba być wyznawcą Chrystusa, by uważać te słowa za wartościowe. Kto uwolni się od strachu, wygra swoje życie - naprawdę w to wierzę.

Pamiętaj, że świata nie należy poznawać ze zgiętym karkiem i opuszczoną głową!

Słyszałem kiedyś bardzo mądre stwierdzenie: tchórzostwo - to wiedzieć, co należy zrobić i nie zrobić tego. Odwaga zatem będzie czymś odwrotnym.
Co należy robić? Absolutnie nie muszę Ci mówić - dobrze wiesz, jeśli tylko pozwolisz sobie dojść do głosu.


Zupełnie z innej beczki:

Nie wyrabiam, między innymi wskutek egzaminów... mimo to -
Fizjologio - może jesteś królową nauk medycznych, ale miejsce dla króla chyba nadal pozostaje puste..? Bo w tym momencie czuję, że mogę wszystko.  
Ποίησις..! Magia.

czwartek, 21 czerwca 2012

Obraz Boga

Każdy z nas nosi w sobie obraz Boga. Nasze wyobrażenia o Nim często przekraczają wszelkie granice ludzkiego umysłu i na próżno starają się o paszport. Nazywamy Boga tysiącem imion, a te tysiąc imion to, zdaje się, i tak o tysiąc za mało. Jednak... czy to istotne, skoro nie da się Go opisać? Nazwy wymyślone przez człowieka to tak jak nic, a to nie wystarczy, skoro jest wszystkim.

W ogóle co  k t ó r y k o l w i e k  człowiek może powiedzieć o Bogu? Teologia - nauka o Bogu - to absurd. Boga nie można ogarnąć wiedzą, bo to za mało; tu niezbędna jest wiara, która każdemu z nas w sprzyjającej chwili dopowie na ucho to, co ukryte przed zmysłami.

"Poznając człowieka, poznajemy Boga" - każe mi ufać moja wiara. Dodaje też, że Bóg musi być tym wszystkim, co pomiędzy ludźmi i innymi stworzeniami. "No dobra, a wojny, zło, kłamstwa, segregacja społeczna?" - spytasz. Odpowiem: "Nie są to wytwory Boga, lecz człowieka, podobnie jak niedoskonałe, wąskie we względnym ubóstwie języka wobec myśli, słowa."
Czy przez to możemy powiedzieć, że człowiek jest zły? Na pewno nie.

W tych szczególnych rozważaniach kryje się niewielkie ziarnko pogodnej prawdy, która kiełkuje w rozmowach o Nim z ludźmi, którzy również Go poszukują, niczym dzieci tropiące z fascynacją amonitowe ślady historii naturalnej w jurajskich skałach.

***
Posłuchajcie:
ja: "Teologia jest dziwaczną nauką. Głosi wiedzę o Bogu, natomiast jestem pewny, że żaden człowiek Go nie widział i nie może stwierdzić, jaki Bóg jest i jak wygląda."
pewien druh z mojej drużyny: "Jak to nie! Ja widziałem - Bóg przyśnił mi się dwa razy i za każdym razem wyglądał tak samo!"

Poszukujcie Boga, moi drodzy - to niezwykłe hobby na całe życie. Wskazówkami niech będą dla Was drobne codzienne zastanowienia, zaskoczenia, małe cuda natury i ludzie. Przede wszystkim ludzie.

czwartek, 24 maja 2012

O klatce

"Zaratustra odparł:
- Kocham ludzi.
- Czemuż - rzekł starzec - usunąłem się i ja niegdyś w lasy i w głusz samotną? Czyż nie dlatego, żem ludzi nazbyt ukochał?
Teraz miłuję Boga, nie kocham ludzi. Człowiek jest rzeczą zbyt niedoskonałą. Miłość ku ludziom zabiłaby mnie.
Zaratustra odparł:
- Cóżem ja o miłości mówił! Niosę ludziom dar.
- Nie dawaj im nic - rzekł święty. - Raczej ujmij im nieco i dźwigaj z nimi społem. Tem najbardziej im wygodzisz, obyś sobie jeno tem dogodził!
A jeśli chcesz ich koniecznie obdarzać, nie dawaj więcej nad jałmużnę i każ im jeszcze żebrać o nią!
- Nie - odparł Zaratustra - nie dawam jałmużny. Nie jestem na to dosyć ubogi.
Święty zaśmiał się z Zaratustry i rzekł w te słowa:
- Bacz więc, aby przyjęto twe skarby! Nieufni są oni względem samotników i nie wierzą, abyśmy przychodzili, by obdarzać.
Kroki nasze dźwięczą im zbyt samotnie po pustych ulicach. A gdy po nocy w swoich łożach na długo przed wschodem słońca czyjeś kroki zasłyszą, pytają wówczas: dokąd zmierza ten złodziej?"
Fryderyk Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra

 Biedni, nieufni ludzie. W trosce o własne bezpieczeństwo zamykają się w klatce w obawie przed człowiekiem. W klatce urojonych wyobrażeń i lęków. W klatce egoizmu, bo lepiej ochronić siebie, niż zauważyć osobę w drugiej tak przecież podobnej nam istocie.
Czemu boimy się ludzi? Bo zobaczymy w nich, jak w lustrze, własne niedoskonałe odbicie..?

"Ekonom, matematyk i filozof dostali po jednakowej długości kawałku siatki ogrodzeniowej, by ogrodzić nią jak największy obszar.
Ekonom ogrodził pole w kształcie kwadratu.
Matematyk z kolei, wykonawszy obliczenia, ogrodził obszar w kształcie koła.
Natomiast filozof zwinął siatkę byle jak, wskoczył do środka i zawołał: <<Jestem na zewnątrz!>>"
zasłyszane

Przeważnie to jednak nie kwestia pomysłowego rozwiązania problemu, lecz rozpaczliwego jego unikania. Naprawdę jesteśmy na zewnątrz klatki? I jak długo można okłamywać samego siebie, nim aż zrobi się nam od tego głupio?

niedziela, 20 maja 2012

Osobiste

Ulotne wrażenie chwili tak wspaniałej, że gdyby w tym momencie przyszło umrzeć, to nie byłoby tak naprawdę żal.
Każdy taki przebłysk myśli przypomina mi, jak wiele różnych tym podobnych zdarzyło się wcześniej.
Chwilo - trwaj!

Uderza przemijanie. Coraz mocniej daje o sobie znać.
I tylko trochę boję się, że będzie już i nagle na wiele spraw o wiele za późno.
Albo że za późno już jest.
Fatum?
Chwilo - trwaj.

Przypominają się słowa Napoleona:
"Kto stracił pieniądze, ten nic nie stracił. Kto stracił wojsko, ten stracił niewiele. Kto stracił wiarę, ten wszystko stracił."
Na cienkiej nitce tej ostatniej nad przepaścią bezsiły i totalnej rezygnacji - wytrwam.
Uda się.
Chwilo - jeśli możesz, proszę, jeszcze trwaj.

niedziela, 15 kwietnia 2012

W gąszczu niedomówień

To zdumiewające, jak ludzie nie potrafią się czasami ze sobą porozumieć.
To niepojęte, jak mimo gatunkowych uwarunkowań nie umiemy odczytywać emocji drugiego człowieka.
To dziwne, że ukrywamy własne uczucia, chociaż tak wielka jest potrzeba dzielenia się nimi i mówienia o nich.
To przerażające, że mówimy za dużo o niczym, a za mało o czymś.
To smutne, że przyzwalamy na to wszystko, a gdy jest już za późno, trudno wybrnąć z chorego gąszczu nieporozumień.
To takie ludzkie.

piątek, 6 kwietnia 2012

Wielkanoc


Ze wszystkich istot, Panie,
Wybrałeś właśnie człowieka...
Dlaczego? To niesłychane
Wiedziałeś wszak, co czeka
Tego, kto pragnie zmieniać ludzi,
Kto z posad bezradności
Ma wzruszać serca twarde jak skała,
Kto chce drzemiących budzić
I w czcze skorupy ciała
Miłości wrazić ducha.
Nie przyjął Ciebie w gości
Stworzenia Twego cud
Słów Twoich nie posłuchał.

Stoję przed Tobą, Panie, jak chleb skruszony,
Którym na pustyni żywiłeś tysiące,
Niewdzięczny słaby lud,
Przy Twoim ramieniu szukamy ochrony
Przed światem, co straszy co rusz ponad rozum.
Zrozum:
Pojąć Cię nie byliśmy w stanie,
Człowiek naprawdę sam nie wie, co czyni.
Dlatego pojmanie, więzienny dozór,
I biczem smaganie, korona i kolce,
Krew dreszczem barwiąca Twe skronie
I drogi krzyżowe, złoczyńcy na wzgórzu,
Śmierć Boga.
Szept cichy na pustych już drogach:
Przepraszam Cię, Panie.

Ze wszystkich Swych stworzeń
Wybrałeś właśnie człowieka,
By wiedział, że śmierć to nie koniec,
Że to nie upadek, bo upaść jest gorzej.
W wieczności współudział przyrzekasz
Temu, kto gwoździem pogłębiał smutek
Miłości bezkresnej
Na krzyżu ukutej.

Ustępują góry, chwieją się pagórki
Wobec Twej potęgi, gdy w niebie wysoko
Pionierzy świętości przechodzą przez bramę.

A ziemia –
Mędrzec w szkiełko uzbraja swe oko,
Bada wnikliwie całuny i kamień,
Katafalk omiata marabucim piórem,
By śladów moc znaleźć, i mniejszych, i większych,
Żołnierzy bierze na spytki,
Co rzekomo za kłamstwa otrzymali zbytki,
Grozi, że im zajdzie za skórę.

Lecz oko, choć bystre, podstępu nie zwęszy
I będzie, jak było, po wiek wieków amen.

Jeszcze morwa prędko się wykorzenia,
Za treścią paraboli sama się przesadza.
Chwila to dość komiczna, może niezbyt wzniosła,
Bo od nadmiaru cudów, jako że nazbyt podrosła
Idzie sama sobie poszukać podpórki.

6.04.2012 r.

Zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Wielkiejnocy, moi drodzy!

poniedziałek, 12 marca 2012

Życie jako dzieło

"Filozof jest filozofem najpierw dla siebie, potem dla innych. Nie można istnieć wyłącznie dla siebie. Jako człowiek bowiem pozostaje on w relacji do innych ludzi. Chodzi mi o to, że nawet izolując się ściśle niczym pustelnik, daje on przez to pewną naukę, pewien przykład i jest filozofem także dla innych. Może robić, co tylko zechce, ale jego bycie filozofem ma stronę zwróconą ku ludziom.
Wytworem filozofa jest jego ż y c i e (najpierw, przed jego d z i e ł a m i). To jest jego dzieło sztuki. Każde dzieło sztuki jest zwrócone w pierwszym rzędzie do artysty, potem do innych ludzi. (...)"
Fryderyk Nietzsche, Pisma pozostałe 1862–1875

Cóż, lepiej tego nie ujmę, więc może po prostu wrócę do dalszego tworzenia.

wtorek, 28 lutego 2012

Eksperyment socjologiczny

Tak się jakoś dziwnie składa, że od dni paru mam codzienną okazję, by rozmawiać z ludźmi, których niechętnie sam bym zagadnął, raczej w wielkiej potrzebie i z ogromnego przymusu. Mam na myśli amatorów tanich win, jak również amatorów markowej odzieży sportowej.
Ot, na przykład pijaczek, który pod wpływem rozbijał się po nocnym zabrzańskim tramwaju, a później zagadywał nielicznych już pasażerów z prośbą o drobne na napój orzeźwiający - miał smutne brązowe oczy; czy ktoś to zauważył?
Albo chłopak, który na zajezdni w Gliwicach wyłożył swą życiową filozofię w temacie palenia na przystankach; pierwszy raz zostałem zapytany, czy mi to nie przeszkadza - niesamowite, jak na tylu nałogowców w społeczeństwie..!
 
Nie, bynajmniej nie zamierzam tu gloryfikować uzależnień - są oznaką słabej woli i szkoda mi tych jegomościów, szczególnie współpasażera z tramwaju. 
Pomyślałem jednak: "Jak bardzo wszyscy jesteśmy sobie potrzebni!"

Okej, zakładam na potrzeby eksperymentu, że reprezentuję którąś z popularnych subkultur - co prawda nie utożsamiam się szczególnie z zasadami którejkolwiek z nich, ale dla nieznających mnie ludzi to nieistotne, bo liczy się przecież pierwsze wrażenie: kiedy zastanowię się przez chwilę, otrzymuję szerokie spektrum określeń, jakie nieraz słyszałem lub mógłbym usłyszeć za plecami, idąc ulicą. Mniejsza z tym. 
Na potrzeby eksperymentu załóżmy, że jesteś, Drogi Czytelniku, tak pozornie nieskomplikowany, jak okładka książki względem jej treści. Otóż społeczeństwo przelotnym spojrzeniem postrzegać będzie wyłącznie okładkę, a i tę najczęściej z jednej, brudniejszej strony.

Dalej: pośród nas funkcjonują różne archetypy społeczne - komedia dell'arte, każdy gra rolę (tak, w dalszym ciągu polecam autobusy!).
Aby rozwinąć wyobraźnię oraz poszerzyć świadomość inności drugiego człowieka*, proponuję ćwiczenie: przedstaw sobie scenę (może nią być szkoła, ulica, komunikacja miejska, czy co też dusza zapragnie), na której pojawiają się dwie osoby z różnych grup społecznych, subkultur itp. - ważne, byleby było różnie.  Jak te osoby się zachowają wobec siebie, co powiedzą? A jak mogłyby się zachować, wykazując chęć otwartego kontaktu z drugim człowiekiem? Wreszcie, co trzeba by zmienić?
Dobrze, po takiej rozgrzewce ustaw się na scenie - będziesz grał siebie samego. Nie koloryzuj, rób to rzetelnie i zgodnie z prawdą!
Zadaj powyższe pytania.

Co trzeba zmienić? Tego, mam nadzieję, dowiesz się, a stąd już tylko krótka droga, by myśl stała się Twoim nowym zwyczajem.

---
* W dawnych czasach handel narodził się z uwagi na fakt, że ktoś miał coś innego, czego potrzebowaliśmy, nie mając tego, a co mogliśmy uzyskać w zamian za coś, co było naszą własnością. 
Niejako wzajemnie ubogacanie się - to chyba klucz do zrozumienia.

Dwie chwile

W życiu przydarzają się nam różne zdarzenia. Te pomyślne czy też przykre - znasz je dobrze, Drogi Czytelniku. Każdemu zdarzeniu można by przypisać pewną wagę, ocenić je subiektywnie na tle całości życia, a wtedy okaże się, że nie wszystkie będą równe - pewne wydarzenia mają dla nas szczególne znaczenie.

Najzupełniej dobrą wiadomością wydaje się być fakt, że każdego z nas na pewno spotkają w życiu dwa wydarzenia - to najradośniejsze oraz  to najsmutniejsze. Nie mam tu na myśli jakichś szczególnych przykładów, na przykład narodzin czy śmierci; czy jest ktoś, kto pamięta swoje narodziny..? Lub czy jest ktoś, kto czerpał życie pełnymi garściami jak spragniony wędrowiec źródlaną wodę, i u schyłku swoich dni będzie czuł coś innego poza lekkim ukłuciem żalu, że można było żyć pełniej..?
Nie, nie ma uniwersalnych przykładów; każdy musi odkryć je sam.

To przecież raptem dwie chwile - bo czym jest te parę godzin, dzień, nawet tydzień w perspektywie przeciętnej długości ludzkiego życia? Ba, często to co najważniejsze, rozgrywa się pomiędzy jednym a drugim mrugnięciem oka.

O obydwóch wydarzeniach należy  p a m i ę t a ć, bo jak żadne inne uczą sztuki życia: najsmutniejsze trzeba przeżyć, żeby naprawdę doceniać co się ma. Najradośniejsze z kolei - jak cudowny bagaż, który poniesiemy ze sobą aż tam, gdzie przyjdzie nam się udać po życiu; niczym pamiątka ze słonecznych wakacji nad morzem, nosząca jeszcze gdzieniegdzie na swej powierzchni okruchy złotego piasku.

Hasło na kolejne jutro: Amor fati !

środa, 15 lutego 2012

Sprawy życia i śmierci

"Nie trzeba opisywać, z jakim uczuciem patrzałem na te marmurowe tablice w przeddzień wyjazdu do Nantucket i w mrocznym świetle pociemniałego, ponurego dnia odczytywałem losy wielorybników, którzy odeszli przede mną. Tak, Izmaelu, ten sam los może stać się twoim udziałem. Ale jakoś rozpogodziłem się znowu. Rozkoszna to zachęta do wyprawy, wyborne perspektywy awansu, jak się zdaje; zaiste, strzaskana łódź da mi patent na nieśmiertelność. Tak, śmierć tkwi w tym wielorybniczym rzemiośle - bezmowne, szybkie, chaotyczne załadowanie człeka do Wieczności. Ale co potem? Coś mi się widzi, żeśmy się grubo pomylili w tych sprawach Życia i Śmierci. Coś mi się widzi, że to, co tu, na ziemi, nazwano moim cieniem, jest moją właściwą treścią. Tak mi się wydaje, że gdy oglądamy rzeczy duchowe, zbyt się upodabniamy do ostryg, które przypatrując się słońcu poprzez wodę, sądzą, że ta zwarta toń jest najprzejrzystszym powietrzem. Zdaje mi się, że ciało moje to jedynie osad lepszej części mojej istoty. Toteż niech ciało moje zabiera, kto zechce, niech je zabiera, powtarzam; ono mną nie jest. I dlatego niech żyje Nantucket! A strzaskanie łodzi i strzaskanie ciała niech przyjdzie kiedy wola; albowiem duszy mojej nawet sam Jowisz roztrzaskać nie jest w stanie."
Herman Melville, Moby Dick czyli biały wieloryb

niedziela, 5 lutego 2012

O celu

Każdy z nas jest inny. Każdy przybywa z innej strony i inną stronę zmierza. Inny blask przyświeca nam na widnokręgach naszych wartości i dążeń niczym płomienie morskich latarń. Natomiast cel...

Cel życia można wyobrazić sobie jako wielką górę, ze szczytem wetkniętym w białe obłoki. W kierunku góry dąży się nieustannie. Nieraz zniknie za mgłą, a czasem jesteśmy zbyt słabi, by unieść głowę tam, gdzie spodziewamy się ujrzeć kres wędrówki. Jednak pozostaje nieomylna świadomość, że cel zawsze tam jest - i czeka na nas.
Mniejsze, pośrednie cele są jak mijane po drodze samotnie stojące dumne i wiekowe drzewa, pokornie uczynne kamienie milowe, czy skromne drewniane chaty, dawno opuszczone przez ich niestrudzonych budowniczych. Utwierdzają nas w pewności, że cały czas idziemy naprzód.
Ale cel wcale nie musi być górą, nie musi być wielki - ot, taka perła z przypowieści, która warta jest wszystkiego, co my, kupcy życia, posiadamy. Trudno to sobie wyobrazić, ale to możliwe. Takiego celu nie zobaczymy w oddali. Jak go odnaleźć?

"Żaden wiatr nie jest dobry dla okrętu, który nie zna portu swego przeznaczenia" - powiedział Konfucjusz.
Najważniejsza jest świadomość celu.

Im bardziej odległy i niedostępny wydaje się cel, tym łatwiej przychodzi rezygnacja, a po piętach depcze nam zwodnicze zwątpienie. Warto wtedy przysiąść, zastanowić się i odpowiedzieć na cztery krótkie pytania:
  • Co oznacza dla mnie 'życie'?
  • Co jest dla mnie ważne?
  • Co lubię najbardziej?
  • Co umiem najlepiej?

Śmiało! Odpowiedzi to współrzędne celu na Twojej mapie.
Skoro została ona poprawnie zorientowana - możesz iść dalej.

niedziela, 15 stycznia 2012

Antyteza braku kultury

Ludzi w moim wieku przeważnie nie bulwersuje postępująca wulgaryzacja codzienności i międzyludzkich obyczajów, albo przynajmniej nie chcą tego po sobie okazywać. Ja... cóż, najwidoczniej urwałem się z innej epoki. Przeraża mnie powszechne przyzwolenie na brak kultury, który co i rusz panoszy się w naszej rzeczywistości.

Rozpoczynając edukację na uczelni, miałem okazję poznać niezwykle kulturalnego człowieka. Profesor Ś. (z oczywistych względów mniejsza o nazwisko) prowadził dla nas wykłady z anatomii na pierwszym roku. Przyznam, nieraz usnąłem! jednak nie była to wina prowadzącego, a mego małego stopnia zaawansowania w niespaniu, jak i wykładów o tragicznych porach... Nieważne!
Profesor wtajemniczał nas (tak, to dobre słowo!) w arkana budowy ludzkiego ciała (bez prezentacji ani innych wizualizacji graficznych, po to, by lepiej sobie wszystko wyobrazić i zapamiętać; sic! ), przy czym mówił dużo i nieraz odbiegał od tematu, np. w stronę etymologii czy, powiedzmy, historii medycyny. Niemniej jednak zdaję sobie sprawę, że również gadam dużo i nie mieszczę się w wąskich ryzach głównego wątku, więc widocznie dlatego wykłady szczególnie przypadły mi do gustu ;P
A ta kultura..!

Pamiętam, że Profesor opowiedział nam razu pewnego anegdotę wyjaśniającą fakt, że dwa receptory reagują odmiennie na tę samą cząsteczkę przekaźnika: "Otóż. Wyobraźcie sobie państwo chłopca i dwoje dziewcząt. Chłopiec uszczypnie oboje dziewcząt [tu szatańskie miny studentów ;>] w policzek [ ;< ]. Jedna z nich się uśmiechnie, a druga się obrazi." To było jak podróż w czasie, niby nic, ale jednak...(Podobnie jak fakt, że znalazłem dzisiaj kasetę magnetofonową ze ścieżką dźwiękową z "Króla Lwa"... okej, to nie na temat!)

Na absolutny szacunek Profesor zasłużył sobie u mnie w dniu wpisywania ocen z anatomii.
Tłum zdesperowanych studentów i studentek tłoczył się pod drzwiami Katedry Anatomii - każdy pragnął jak najszybciej poznać swój wynik egzaminu i wyrwać się z ciasnego, dusznego korytarza (był to koniec czerwca). Wskutek różnych kolei losu dotarłem do środka znacznie później, niż wynikałoby to z mojego pierwotnego miejsca w "kolejce" (wyraz "kolejka" przeważnie dotyczy ludzi ustawionych w rzędzie, ale nie sugeruj się tą definicją, Drogi Czytelniku!) i wreszcie, może po czterech godzinach przepychanek, wszedłem z indeksem do gabinetu.
Profesor, zresztą człowiek o nie najlepszym zdrowiu, jak się okazało, zarządził osobiste wpisywanie ocen dla całego pierwszego roku, bo... chciał się z każdym/każdą z nas pożegnać. Całe zmęczenie i zniechęcenie spowodowane gnieceniem się w marudzącym tłumie rozpłynęły się jak poranna mgła wobec tak szczerego gestu!

Za całą przekazaną wiedzę, jak i za niezwykłą kulturę, dziękuję. 
(Pewnie Profesor tego nie przeczyta, ale to mniej istotne.) 
I przepraszam, że czasem spałem na wykładach...


Ta refleksja zbiegła się w czasie z nadrobieniem przeze mnie zaległości w filmowej klasyce: gorąco polecam każdemu "Stowarzyszenie Umarłych Poetów". Film inspiruje, dodaje niesamowitej energii i pozwala marzyć. 
Oby każdy z nas miał mądrego nauczyciela, którego będzie mógł w potrzebie zawołać: "O, mój Kapitanie!"

"Carpe diem!"

poniedziałek, 9 stycznia 2012

O dwóch snach

"Filozofem jest ten, kto musi uleczyć w sobie wiele chorób umysłu, nim zdoła dotrzeć do pojęć zdrowego rozsądku."
Ludwig Wittgenstein


Mówi się, że jaki początek nowego roku, taki cały rok. Wolałbym jednak, aby to powszechne powiedzenie okazało się być jedynie ludowym frazesem...

Wyobraźcie sobie, że dzień po dniu, a w zasadzie noc po nocy nawiedzają Was dwa sny; obydwa dotyczą sprawy, która co i rusz powraca, nieubłaganie nurtując zmęczoną głowę.
Pierwszej nocy rzecz dobiega końca - co prawda nie po mojej myśli, ale najważniejsze, że wszystko jasne. Smutno, ale prawdziwie. Jednak budzę się - powrót do niedokończonej rzeczywistości.
Druga noc przynosi sen o nagłym, wprost przeciwnym, bo pomyślnym rozwiązaniu. Szczęście i spokój... pozorne, do czasu przebudzenia. Równie nagłe oprzytomnienie i powrót do rzeczywistości.

Egzystencja pomiędzy jednym a drugim snem, których i tak nie pragnie się oglądać, bo ani we śnie, ani na jawie nie przynoszą szczęścia - i nic poza tym.

Cała nadzieja w sesji, która niebawem twardo przytrzyma mnie przy ziemi - inaczej chyba bym zwariował.